Ryzyka związane z umieszczaniem linków w Internecie - cz. 1 Prawo autorskie

W dzisiejszym świecie Internetu sporą część komunikacji i sposobu przekazywania informacji przejęły hiperlinki.

Jeśli chcemy się z kimś podzielić nowo przeczytanym newsem – przesyłamy link do artykułu.

Chcemy, żeby ktoś posłuchał naszej nowej ulubionej piosenki, bądź po prostu przejrzał zdjęcia, które zwróciły nasza uwagę – wysyłamy linki.

Często, tak jak w podanych przeze mnie przykładach, linki te odsyłają do treści, które stanowią utwory, czyli przedmioty chronione na gruncie prawa autorskiego.

Ryzyka naruszenia prawa pojawiają się również w odniesieniu do innych zagadnień prawnych – o nich jednak w drugiej części artykułu, która pojawi się niedługo. Tym razem skupimy się na w prawie autorskim. 

pexels-picjumbocom-196655 (1)

Czy udostępnianie linków to coś złego?

Otóż niestety czasem tak. Zależy to jednak od wielu czynników i nie można dać pewnej odpowiedzi “w ciemno”.

Jednakże fakt, że ten sposób dzielenia się treściami w Internecie jest niezwykle powszechny nie sprawia, że każde udostępnienie, z którym się spotykamy jest zgodne z prawem. Zależy to oczywiście od tego, co i komu udostępniamy.

Jak zatem prawo autorskie wpływa na możliwość linkowania?

Problem sprowadza się do pytania, czy można w Internecie „swobodnie” umieszczać linki do utworów (filmów, zdjęć, artykułów, nagrań itd.) bez akceptacji, a często nawet wiedzy samego autora tych materiałów.

Pytanie to wynika z treści art. 17 Ustawy o prawie autorskim, który stanowi:

Jeżeli ustawa nie stanowi inaczej, twórcy przysługuje wyłączne prawo do korzystania z utworu i rozporządzania nim na wszystkich polach eksploatacji oraz do wynagrodzenia za korzystanie z utworu.

Przepis ten mówi wprost o “wyłącznym prawie twórcy do korzystania z utworu i rozporządzania nim”.

Czym jest korzystanie i rozporządzanie?

Przez uprawnienie do rozporządzania i korzystania rozumiemy swobodę twórcy w decydowaniu o losach utworu.

W przypadku korzystania chodzi o wszelkie faktyczne działania, jakie można podjąć w stosunku do utworu (np. zmodyfikować go, udzielić licencji), natomiast rozporządzanie sprowadza się do czynności takich jak zbycie lub ustanowienie zastawu.

W kontekście uprawnienia twórcy do korzystania z utworu warto zwrócić jeszcze uwagę na korzystanie w postaci dzielenia się danym utworem z innymi osobami tzn. jego rozpowszechnianie.

Art.  6.  Ustawy o prawie autorskim

 

1.         W rozumieniu ustawy: (…)

3)         utworem rozpowszechnionym jest utwór, który za zezwoleniem twórcy został w jakikolwiek sposób udostępniony publicznie; (…)

Artykuł ten pozwala stwierdzić, że twórcy przysługuje wyłączność, na decydowanie o rozpowszechnianiu utworu, o tym, czy i gdzie będzie to miało miejsce oraz czy i jak będzie on zwielokrotniony.

Podsumowując ten fragment, twórca utworu na gruncie prawa autorskiego dysponuje pewnym monopolem uprawnień względem stworzonego dzieła. W ramach swoich praw może on decydować o tym, jak utwór zostanie użyty oraz kto będzie z niego korzystał. To od autora również zależy, czy postanowi udostępnić utwór publicznie.

No dobrze – ale mówiliśmy o linkowaniu, a czy linkowanie to udostępnianie publicznie?

Czym jest publiczne udostępnienie?

Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy zajrzeć do wyroków Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Zgodnie z jego orzecznictwem udostępnienie linku nie zawsze jest publicznym udostępnieniem utworu, do którego ten link prowadzi. Taki wniosek można wysnuć z wyroku Trybunału w sprawie Media BV v Sanoma Media (C-160/15).

Zgodnie z nim nie jest publicznym udostępnieniem sytuacja, gdy dana osoba udostępnia link ale:

  1. nie robi tego w celu zarobkowym,
  2. nie wie, lub racjonalnie oceniając nie może wiedzieć, że utwór pochodzi z nielegalnego źródła

Zakładam, że pierwsza przesłanka nie budzi większych wątpliwości. Jeżeli udostępniasz link z piosenką znajomemu, to nie robisz tego w celu osiągnięcia zysku.

Jeżeli jednak prowadzisz magazyn lub portal internetowy i uzyskujesz z nich dochód, to sytuacja wygląda inaczej, ponieważ działasz w celu zarobkowym. 

Co jednak z drugą przesłanką? Ta już nie jest taka oczywista.

Sprawdzanie legalności źródła

W przypadku udostępniania linku w celu zarobkowym automatycznie można uznać, że udostępniający wiedział, że udostępnienie jest nielegalne. Wynika z tego, że w przypadku spełnienia pierwszej przesłanki właściwie nie bada się drugiej, a zakłada, że ona także jest spełniona.

Oznacza to, że w przypadku sporu, jeśli to nam zarzuca się  niezgodne z prawem udostępnienie wątpliwego linku, to my musimy się natrudzić udowadniając, że przeciwnie – wszystko było legalne i naruszenia nie było, a to nie jest takie proste.

Zatem, jeśli nie zarabiasz na udostępnieniu linku, a jednocześnie nie jest oczywiste, że jest to udostępnienie bezprawne to nie masz się czego obawiać – nie naruszasz prawa.

Wyrok TSUE w sprawie Svensson

Aby lepiej zrozumieć (a może zagmatwać?), czym jest to rozpowszechnianie oraz, czy udostępnianie linków nim jest sięgnijmy też do innych wskazówek Trybunału.

Jedną ze spraw rozpatrywanych przez TSUE, której przedmiotem była relacja prawa autorskiego z czynnością umieszczania hiperłączy była sprawa Svensson (wyrok z dnia 13.02.2014 r., C-466/12).

Sprawa dotyczyła opublikowanych na stronie internetowej dziennika artykułów prasowych, które za pośrednictwem hiperłączy następnie udostępnił inny portal.

W wyroku TSUE wskazał:

(…) nie stanowi czynności publicznego udostępnienia w rozumieniu tego przepisu udostępnienie na stronie internetowej linków, na które można kliknąć, odsyłających do utworów chronionych ogólnie dostępnych na innej stronie internetowej.

Trybunał stwierdził, że w przedmiotowym stanie faktycznym, choć udostępnienie linku do utworu-artykułu stanowiło czynność udostępnienia to fakt, że nie prowadziło ono do obejścia ograniczeń technicznych, gdyż takie nie istniały, sprawia, że nie było to udostępnienie publiczne i w konsekwencji nie wymagało ono zezwolenia autora.

Czym są “ograniczenia techniczne”?

Pod „ograniczeniami technicznymi” rozumiemy przykładowo proces rejestracji, dopiero po przejściu którego można zapoznać się z umieszczonymi tam treściami.

Na pewno znasz takie mechanizmy – znajdziesz ciekawy artykuł, zaczynasz go czytać, a tu w połowie pokazuje się komunikat informujący, że aby czytać dalej musisz założyć konto, a najczęściej jeszcze uiścić opłatę.

Pod sformułowaniem „obejście ograniczeń technicznych” rozumiemy działanie, dzięki  któremu mamy dostęp do treści w pełni mimo nie założenia konta – dzięki temu, że skorzystaliśmy linka, który pozwala „obejść takie zabezpieczenia”.

Nie wchodzę w szczegóły, jak można tego dokonać – w końcu to tylko blog o prawie, a nie o łamaniu zabezpieczeń technicznych – lecz z pewnością można. Takie działanie jest w moim odczuciu bliskie hakowaniu.

“Nowa publiczność”

W przypadku, gdy w sposób opisany powyżej tj. z pominięciem ograniczeń technicznych linkujemy treści chronione prawem autorskim to poniekąd udostępniamy je nowym osobom – “nowej publiczności” Co do zasady, treści te są bowiem przeznaczone dla zalogowanych użytkowników, którzy uiścili opłatę, a tu po kliknięciu w link dostęp do nich uzyskują osoby, które nie spełniły tych warunków.

A przypomnijmy, co było wskazane na początku artykułu, że twórca ma pełne prawo decydować o swoim utworze – jeśli zatem chce, żeby trafiał on jedynie do określonej grupy, to tak powinno pozostać.

Jeżeli jednak, jak w sprawie Svensson (przywołanej wcześniej), nie ma żadnych ograniczeń w dostępie do danej treści to naturalnie nie można mówić o ich obejściu. Wówczas nie można powiedzieć, że w wyniku udostępnienia linku treści trafiły do jakiś nieprzewidzianych wcześniej odbiorców, bo „i tak i tak” dostęp ma każdy.

Artykuł nie został bowiem udostępniony nowej publiczności – na oryginalnej stronie był on dostępny dla każdego (nie było wymagane zakładanie konta, dokonanie płatności itp.), a zatem jego dalsze udostępnienie ” nie wygenerowało nowej grupy odbiorców.

Podsumowując, jeśli dzielisz się hiperlinkiem, do strony, która jest dostępna dla wszystkich użytkowników Internetu lub nie jest dostępna dla wszystkich, ale Twój link nie pozwala na obejście ograniczeń technicznych dostępu do tej strony to spokojnie – nie naruszasz praw autorskich.

Dla uznania udostępnienia za naruszające prawa autorskiego musiałoby być ono skierowane do tzw. “nowej publiczności”.

Co to oznacza dla internautów?

Z przedstawionej analizy przepisów oraz wyroków wynika, że udostępnienie linku może prowadzić do naruszenia praw autorskich.

Aby tego uniknąć musisz unikać dzielenia się hiperłączami, które pozwalają uzyskać dostęp do treści przeznaczonych jedynie dla określonej grupy lub prowadzą do materiałów umieszczonych w sposób oczywiście bezprawny.

Jakkolwiek powyższa wskazówka może brzmieć enigmatycznie, to jednak zakładam, że w praktyce każdy z nas ją rozumie. Jeżeli będziemy unikać podejrzanych, pirackich stron i działać z poszanowaniem pracy twórców, to nie spotkamy się z przykrymi konsekwencjami.

Co to oznacza dla twórców?

Jeżeli Twoje materiały zostały udostępnione w Internecie wbrew Twojej woli, to możesz zwalczać takie działania.

Tak to wygląda w sytuacji, w której przykładowo prowadzisz odpłatny kurs on-line, a ktoś udostępnia link do niego w taki sposób, że każdy może się z nim zapoznać. Możesz wówczas występować z roszczeniami, ponieważ doszło do naruszenia Twoich praw autorskich.

Podsumowanie

Przede wszystkim należy zachować zdrowy rozsądek i kierować się zasadami uczciwości 🙂

Naruszeniem jest zarabianie na udostępnianiu cudzych utworów, które nie zostały upublicznione zgodnie z wolą twórcy.

Naruszeniem jest także stosowanie linków prowadzących do obejścia technicznych ograniczeń strony.

Ale naruszeniem może też być niezarobkowe udostępnienie linku do określonego utworu jeżeli oczywistym jest, że jest to udostępnienie bezprawne. Trzeba więc po prostu uważać.

Najważniejsza lekcją jaką chciałabym, żebyś wyciągnął z tego artykułu, to zapamiętanie, że w niektórych przypadkach udostępnianie hiperłączy może się wiązać z naruszeniem praw autorskich.

Może Cię również zainteresować: